Prawie każdy rodzic stanie kiedyś przed trudnym wyborem niani lub przedszkola dla swojego dziecka. Niezależnie od tego, którą opcję wybierze narodzi się mnóstwo pytań, wątpliwości i obaw. W końcu oddaje swój największy skarb pod opiekę obcej osobie. Pierwsze tygodnie w przedszkolu to niewątpliwie bardzo ważny czas nie tylko dla pociech, ale też dla rodziców i warto się do niego odpowiednio przygotować.
Będąc jeszcze w ciąży postanowiliśmy wraz z mężem, że zostanę z Helą w domu do ukończenia przez nią trzeciego roku życia. W wakacje nasz plan legł w gruzach. Myśleliśmy, że wychowywana pod płaszczem mamy córka, tak łatwo nie poradzi sobie z rozłąką. Pogodziliśmy się z faktem, iż czeka nas tradycyjny scenariusz, płacz i trudne tygodnie walki o każdy dzień w przedszkolu. Jakże się wtedy myliliśmy.
Nasza córka usilnie szukała kontaktu z innymi dziećmi. Kluczowy okazał się moment, gdy zaczęliśmy chodzić na zajęcia dodatkowe. Widziałam ile radości czerpie z przebywania w gronie rówieśników. Wtedy pojawiła się myśl: może zapiszemy Helę do przedszkola? Rozmawiałam z innymi mamami, by podzielić się obawą związaną z nowym etapem w życiu swojego dziecka, ale też by zaczerpnąć inspiracji lub chociaż dowiedzieć się jak to wyglądało u innych. Zdecydowana większość opowiadała o niekończącym się płaczu. Nie do końca przekonani zaczęliśmy szukać odpowiedniej placówki. Dosyć szybko znaleźliśmy przedszkole i po rozmowie z właścicielką, umówiliśmy się na adaptację.
Pierwszego dnia, Hela spędziła godzinę w grupie. Uczestniczyłyśmy w zajęciach razem. Na pewno czuła się bezpieczniej i to pomogło jej szybciej oswoić się z nowym otoczeniem. Cieszę się, że miałyśmy taką możliwość. Według mnie ważny jest kontakt z wychowawcą i nauczycielem wspomagającym. Chciałam poznać panie, by chociaż w połowie uspokoić swoje obawy. Mieliśmy szczęście gdyż „ciocie” są bardzo empatyczne, ciepłe i lubią swoją pracę, to widać! Pojechaliśmy do domu, przedyskutowaliśmy z mężem za i przeciw i zdecydowaliśmy, zapiszemy Helę. Następnego dnia córka spędziła kolejną godzinę w sali z dziećmi i paniami, ja siedziałam obok. Wychowawczyni widząc, że sobie radzi i chętnie bierze udział w zabawach porozumiewawczo uśmiechnęła się dając do zrozumienia bym wyszła.
Czekałam kolejną godzinę przed salą. Oczywiście wiele sprzecznych myśli mi towarzyszyło. Przez cały czas nasłuchiwałam czy płacze. Czas mijał bardzo szybko. Następnego dnia miałyśmy zostać do obiadku i tak z dnia na dzień coraz dłużej. Trochę kręciła nosem, gdy w trzecim dniu oznajmiłam, że tym razem pójdzie sama, a ja poczekam przed salą. Na szczęście z pomocą przyszła wychowawczyni i już bez marudzenia puściła moją rękę. Oczywiście w domu przeprowadzaliśmy z Helą rozmowy. Tłumaczyliśmy jak wygląda dzień w przedszkolu. Wyjaśnialiśmy, że nie możemy być razem z nią w sali, gdyż innym dzieciom byłoby przykro. Określałam jasno, że teraz zostaje z „ciocią” i od tej chwili do niej może się ze wszystkim zwracać, nawet jeśli zrobi jej się przykro i smutno.
Przed adaptacją wymyślałam Heli bajki o „Kotku, który poszedł do przedszkola”. Jakich on tam miał przyjaciół! Ile wspaniałych przygód! :) Potem córka wybierała zwierzątka, a ja układałam historyjki z przedszkolem w roli głównej. Nasze rozstania (poza pierwszym) były i nadal są krótkie. Wiem, że czas działa na niekorzyść. Im dłużej rozczulamy się nad dzieckiem tym gorzej. Buziak/miłego dnia/baw się dobrze/będę po obiadku. Tyle. Staraliśmy się z mężem zarazić córkę pozytywnym nastawieniem do nowego otoczenia. Mówiliśmy, że „ciocie” są bardzo miłe i zawsze chętnie we wszystkim jej pomogą. Oczywiście mieliśmy mnóstwo obaw (i nadal je mamy), ale nie pokazywaliśmy tego przy dziecku. Fajną zabawą okazało się przygotowywanie przedmiotów niezbędnych do przedszkola. Wspólne wybieranie plecaczka, kapci, szczoteczki do zębów itp. Zamówiliśmy spersonalizowane chmurki z imieniem, które doszyłam córce do plecaka na zapasowe ubrania, pościel i ręcznik. Niby nic wielkiego, a była tym faktem bardzo przejęta.
Żeby nie było tak kolorowo, największym problemem okazały się choroby. Zanim Hela nabierze odporności będzie musiała swoje odchorować, mam tego świadomość. Dzielnie walczymy z wirusami, a kiedy tylko możemy wracamy do przedszkola, bo nasze dziecko czuje się tam bardzo dobrze, a to dla nas najważniejsze.
Pełnoetatowa mama 2-letniej Heli. Z wykształcenia muzykolog, Z zamiłowania muzykoterapeuta. Uwielbiam włóczyć się po targach staroci i dawać przedmiotom drugą szansę. Obsesyjnie wysłuchuję ludzi. Nie potrafię żyć bez muzyki oraz dobrej książki. Obecnie poszukuję nowych możliwości zawodowych. Od niedawna prowadzę bloga: https://domnacacy.com/